czwartek, 23 czerwca 2011

Dolce&Gabbana

Jestem zakochana we wszystkim co włoskie. Piosenkach, jedzeniu i rzecz jasna modzie. Włoscy projektanci mają fenomenalne wyczucie stylu i świetne wyobrażenie o kobiecości. Umieją ubrać ją tak by od samego patrzenia na nią robiło się gorąco. Jednymi z tych projektantów są Domenico Dolce i Stefano Gabbana. Jako jedyni potrafią stworzyć koronkowe dzieło, które samo w sobie jest kuszące, a co dopiero na pięknej istocie jaką jest kobieta. 


Dla mnie od jakiegoś czasu nie istnieje nic piękniejszego niż koronka. Sama jestem posiadaczką kilku koronkowych cudów. Jednak nie na tym koniec. W przyszłości zamierzam projektować takie właśnie kreacje. Ponadczasowe, nie nudzące się, kobiece, seksowne i eleganckie. Niebawem wyjeżdżam do Rzymu rozpocząć moją przygodę z językiem włoskim, który niezaprzeczalnie podbił moje serduszko. Obawiam się, że Włochy rozkochają mnie w sobie do tego stopnia, że nie będę chciała wrócić. Ah, ah.


Wracając jednak do genialnego duetu Dolce&Gabbana, chciałam wspomnieć o ich kolekcji na S/S 2011. Cała w bieli i pięknej koronce. Prosta i elegancka, jednak utrzymana we włoskim guście. Modelki były bardzo naturalne i pomimo swoich bardzo chudych sylwetek, nie wyglądały odrzucająco. Spodobały mi się również akcesoria, szczególnie białe koronkowe torebki... Chętnie upolowałabym jedną z nich w Rzymie. Ah ah, może mi się poszczęści.  Kolekcja niesamowicie trafiła w mój gust i wpędziła w taki podziw, że aż sama zaczęłam się zastanawiać nad swoją karierą i projektowaniem, które siedzi w mojej głowie od najmłodszych lat... Jednak o tym kiedy indziej. 





P.S. Planowałam wstawić zdjęcia z pokazu, ale nie mogłam się zdecydować. Haha. Miłego oglądania.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Nozze

Niespełnione marzenia. Zarówno Twoje jak i kogoś innego. Ten wyczekiwany moment kiedy idziesz powoli, pomiędzy rzędami równo ustawionych ław. I to niezręczne uczucie kiedy czujesz na sobie mnóstwo spojrzeń. Mimo skrępowania uśmiechasz się. Nie wiesz dlaczego. Może dlatego, że niektórzy wmawiali Ci, że będzie to najszczęśliwszy dzień w Twoim życiu? Z każdym kolejnym krokiem uczucia stają się niepewne, a w brzuchu zaczyna kręcić od stresu. Zdajesz sobie sprawę, że nie tego naprawdę chcesz. Rozglądasz się. Widzisz te wszystkie zniecierpliwione twarze. Oślepia Cię błysk lampy. To już chyba setne zdjęcie. Kiedy zdenerwowanie sięga zenitu, opuszczasz głowę. Po chwile postanawiasz jednak podnieść głowę, narażając się na jego spojrzenie. Być może ostatnie lub najważniejsze. Widzisz te szczęśliwe oczy i przez chwilę zastawiasz się czy dasz radę. Posyłasz mu spojrzenie na przeproszenie. W tym samym momencie, bukiet upada na ziemie. Płatki rozsypują się po marmurowej podłodze. Decydujące moment. Podwijasz brzeg swojej aksamitnej sukienki i nie oglądając się za sobą, stawiasz coraz szybsze kroczki. Ktoś z pierwszego rzędu próbuje Cię złapać, nic z tego. Na ziemie spada jedynie welon, rozpuszczając Twe ciemne włosy. Ludzie zaczynają wydawać wymowne "Oh, nie!". Uciekasz. Pozostaje po Tobie jedynie niosący się echem stukot cieniutkich obcasów.


niedziela, 5 czerwca 2011

Caffetteria l'italiana

Marzy mi się popołudnie spędzone w przydrożnej knajpce.Gdziekolwiek. Byleby z dala od tłumu głośnych ludzi i ich prostackich zachowań. Siedząc na starym, wytartym krześle przy stole zupełnie nie od kompletu. Spiąć niedbale włosy w niechlujny kok i rozprostować nogi. Wyciągnąć z starej skórzanej teczki notatnik bądź szkicownik i ulubiony, mocno zużyty ołówek. Zamówić lodowe latte i wypić tylko mały łyczek. Zamknąć na chwilę oczy i wyobrazić jak to miejsce wyglądało czterdzieści lat temu. Wyobrazić sobie ludzi śmiejących się, idących do tej małej knajpki. Uśmiechniętego, wtedy jeszcze bez zmarszczek właściciela, który z najszczerszym spojrzeniem podawał kawę. Tablicę z menu stojącą przed wejściem. Czerwona kreda idealnie komponowała by się z postanowioną obok donicą krwistych begonii. Samotnego mężczyznę pogrążonego w lekturze. Robiącego przerwy na zaciągnięcie się papierosem i wypuszczenie dymu w górę. 
Taki widok miałabym właśnie przed oczami, sącząc swoje lodowe latte i opierając się o stolik. Kiedy otworzyłabym oczy, zobaczyłabym uśmiechniętego staruszka właściciela, który zapytał by się mnie z troską w oczach czy chcę coś jeszcze. Ah, podziękowałabym grzecznie i patrząc jak odchodzi w głąb pustego lokalu, zastanawiałabym się jak bardzo brakuje mu dawnego uwielbienia.