wtorek, 3 kwietnia 2012

Plastic ladies

Ostatni piątek. Piątkowe przyjemne popołudnie. Miejsce - You&Me. Moja ukochana Karolcia. Ah, takie nic. Zwykłe chillowanie i odrywanie się od problemów i niepowodzeń. Niby zwykłe wyjście, a jednak można coś z niego wyciągnąć. Siedząc, plotkując i pałaszując przepyszne sałatki, spoglądałam na dwie kobiety siedzące przy stoliku obok. Szatynka i ruda, szalone trzydziestki. Widać było, że znają się dobrze, jednak w ich spojrzeniach nie było widać przyjaźni, ani nawet sympatii. Plotkowały ze sobą, nie odrywając wzroku od włączonych facebooków profili na swoich iPhonach. Koszmar. Puste lale. Uwagę przyciągały ich sztuczne twarze, a raczej dzieła plastyków. Jedna miała nos wąski jak u trupa, a druga napompowane usta tak nieudolnie, że aż trudno było nie spojrzeć. Ich nadęcie i sztuczność biło po oczach. Jedyne o czym myślałam to to, że zrobię wszystko by w ich wieku nie być zniszczoną przez chęć doskonalenia się plastikowym potworem, który otacza się jedynie ludźmi, którymi warto się otaczać, bo mają hajs i status. Never ever. 



niedziela, 1 kwietnia 2012

You ain't go nothing but nothing to lose.

Jako córka starego moto cyklisty powinnam czuć ten czadowy klimat. Zakurzone drogi, rozgrzany silnik, czarna skórzana kurtka, stare motocyklowe buty, słońce strzelające w oczy spod kasku. Czasem wyobrażam sobie jak mknę na starym Harleyu z super przystojnym rockowym chłopakiem. Jedziemy przez zakurzoną, kultową już drogę 66. Moje włosy targane przez wiatr oplatają jego szyję. Mrrr.

Jest tak gorąco, że czuję jak podeszwy butów topią się przy rozgrzanej rurze.Jedziemy prostą droga gdzieś w słonecznej Arizonie, mijamy opuszczone miasteczka, o których ludzie już dawno zapomnieli. Od czasu do czasu pojawi się na poboczu typowo amerykański motel z neonowym szyldem. Zaparkujemy naszą bestię na pobliskim parkingu. Jest tak rozgrzana, że parzy w odległości kilku metrów.

Mój ukochany miałby stare policyjne Ray Ban'y za którymi chowałyby się zielone kocie oczy. Obok nas roztaczałby się pustynny krajobraz, a ceglana ziemia by tak paliła, że nie dało by się na nią patrzeć. Czekając na pokój, zapalilibyśmy czerwonego Marlboro. Jego dym uciekałby razem z kurzem i żarem z naszego motoru w otchłań gorącej Arizony.

W pokoju stałaby pełna lodówka schłodzonych coca-coli. Wrr. Potem kochalibyśmy się na starym łóżku. Przez nieszczelne okna, leciało by mroźne powietrze z zewnątrz. Za motelem słuchać by było walki kojotów i przejeżdżające samochody. W pokoju obok ktoś oglądałby głośnego domowego pornosa.

Późno w nocy wyszłabym w samej skórzanej kurtce na zewnątrz, oparła o barierkę i zapaliła papierosa. Zimny podmuch wiatru zmroziłby moje kostki. Granatowe niebo, rozświetlone milionami małych gwiazdek idealnie kontrast owało by z ceglaną ziemią...

Następnego dnia odjechalibyśmy na naszej bestii z tego pustynnego raju, pędząc dalej drogą 66 do słonecznej Kalifornii.


emerald memories

Pamiętam te spontaniczne spacery nad jezioro Szmaragdowe, gdy siedzieliśmy nad brzegiem gapiąc się na roje żab i latające, kolorowe ważki, na piękne, bajkowe drzewa, zaczęłam wspominać. Pomyślałam, że mam ochotę na dawne pikniki na łąkach za miastem. Gdy w ciuchach kapaliśmy się w jeziorze i schnęliśmy w pomarańczowych promieniach słońca, wtrynialiśmy soczyste truskawki na kocach pełnych robali, rozmawiając o wszystkim i o niczym, przekrzykując chrząkania różnych leśnych stworzonek, szczęśliwi i spokojni jak niebo zmienia kolor na fioletowe, co oznaczało, że czas wracać.
Czasami też wsiadła bym na ten rower, jak dawniej. Kilkunasto kilometrowe wycieczki, kilkudniowe zakwasy. Lody arbuzowe, las, holenderskie wiochy, postój nad jeziorem, deszcz, śpiewanie piosenek(albo raczej darcie się na cały głos), natrętne komary, ostre słońce, dawne, wielkie przyjaźnie.

Czasem układam w głowie scenariusz. Co by było gdyby.


I tego najbardziej nienawidzę.




Un strillo arrabbiato


Kiedyś zgubi mnie to że zbyt często mówię ludziom to co chcieli by usłyszeć, a zbyt rzadko mowię o tym co naprawde czuje. Człowiek uczy się niby na błędach? To masakryczna bzdura. Popełniłam ten błąd juz 34571395864 razy i nadal to robię. Powoli tracę kawałki swojego serduszka- idiotka. I to w dodatku dwubiegunowa. Z jednej strony jestem egoistką do bólu, a z drugiej strony tak bardzo przejmuję się innymi ludżmi, że czasem biore na siebie ich problemy. Zapominam że mam swoje przeżycia, emocje i problemy. Niby są silne, ale zarazem zbyt słabe by przebić zewnetrzną skorupe i wydostać się na powierzchnie. Wole przytakiwać, częściej nawet- kłamać. Masz, poczuj się dobrze. Nieważne że wszystkie komórki mojego ciała mówią- "Przestań pierdolić".

***